Smaczne Podróże - Smak Życia
Blog o podróżach po Polsce i świecie • Informacje praktyczne
Po czterodniowym rejsie z Lombok przybiliśmy do miasta Labuan Bajo na wyspie Flores, gdzie po zejściu ze statku podczas spontanicznej imprezy pożgaliśmy się z towarzyszami rejsu. W klubie Le Pirate lokalna rastamańska grupa grała covery znanych przebojów, a cała sala śpiewała i tańczyła razem z nimi. Ceny alkoholu w lokalu były zaporowe, ale nasi przewodnicy uraczyli nas arakiem (lokalny alkohol), hojnie polewanym pod stołem. Nie spodziewałem się takiej imprezy w czasie ramadanu. Był to jeden z kilku punktów wyjazdu, który zapadł na długo w mojej pamięci.
Wraz z końcem rejsu nastąpił koniec laby. Z jednej strony cieszyliśmy się, że znowu będziemy niezależni i wolni od narzuconego planu wycieczki. Musieliśmy znaleźć nocleg, jedzenie i zaplanować zwiedzanie na kilka kolejnych dni, czyli wszystko wróciło do normy.
Z drugiej strony żałowaliśmy, że ciężki plecak w upalny dzień sam się nie przemieści; na łodzi nie było trzeba się o to martwić.
Wyspa Flores wzięła swoją nazwę z języka portugalskiego i oznacza wyspę kwiatów. Portugalczycy już w 1511 roku odwiedzili wyspę i byli jej pierwszymi europejskimi kolonizatorami. W 1613 roku zainteresowali się nią również Holendrzy, i przeprowadzili atak na portugalski port. Spory trwały do roku 1851, kiedy nowy portugalski gubernator Timoru, Solor i Flores, zgodził się sprzedać Holendrom wschodnie Flores i pobliskie wyspy w zamian za wypłatę 200 000 Florynów w celu wsparcia jego zubożałej administracji. Gubernator Lima Lopes uczynił to bez zgody Lizbony i został zdymisjonowany, jednak jego porozumienie nie zostało unieważnione. W 1854 Flores stało się częścią terytorium Holenderskich Indii Wschodnich.
Podczas II Wojny Światowej 14 maja 1942 roku japońskie siły inwazyjne wylądowały w Reo i zajęły wyspę. Dopiero po wojnie Flores stał się częścią niezależnej Indonezji.
W czasie całego wyjazdu wszystkie noclegi były rezerwowane przez aplikację Booking z dnia na dzień. Na Flores wybraliśmy najtańszy nocleg z dobrą lokalizacją (przynajmniej tak nam się wtedy wydawało). Recepcja Gardena Hotel znajdował się praktycznie przy drodze, ale po odebraniu klucza okazało się, że nasz bambusowy domek jest na szczycie wzniesienia, i trzeba pokonać liczne schody. Plusem lokalizacji domku na samej górze była panorama na port i niesamowite zachody słońca :).
Ceny noclegów tak jak wszędzie są bardzo zróżnicowane i zależne od standardu obiektu. Bambusowa chatka bez klimatyzacji (pokoje z kilmą były droższe) z podwójnym łóżkiem za dwie noce wyniosła nas 132 zł. Śniadanie wliczone w cenę.
Wybierając nocleg oprócz ceny kierujemy się jeszcze jednym kryterium; sprawdzamy, czy śniadanie jest w cenie. Nie są to wyszukane posiłki, ale z samego rana zapełniają żołądek i można napić się kawy i herbaty. Agata ma nietolerancję na gluten + kilka innych rzeczy, więc większość jedzenia lądowała w moim brzuchu – szkoda było zmarnować :D.
Większość agencji turystycznych oferuje wycieczki do pobliskiego Parku Narodowego Komodo, jednodniowe wycieczki po okolicy Labuan Bajo lub kilkudniowe wycieczki po Flores.
Właśnie w tych agencjach chcieliśmy znaleźć przewodnika z dobrą znajomością języka angielskiego oraz kierowcę w jednej osobie. Planowaliśmy zwiedzić okolice Labuan Bajo, a później część wyspy Flores. Poszukiwania były bezskuteczne; oferowano nam albo samego kierowcę bez angielskiego lub w wyższej cenie kierowcę z przewodnikiem.
Po kilku nieudanych próbach udało nam się znaleźć kierowcę na ulicy. Cena była niższa niż w agencji, i bez problemu można było się z nim porozumieć. Koszt wynajęcia kierowcy na jeden dzień 700 000 idr (187 zł).
Jednodniowa wycieczka w okolicach Labuan Bajo była również swojego rodzaju sprawdzianem nowego szofera, chcieliśmy zobaczyć, czy warto wynająć go na dalszą część podróży.
Atrakcji w okolicy Labuan Bajo jest sporo. Podczas naszego jednodniowego wypadu zobaczyliśmy:
Indonezja soją stoi, a Indonezyjczycy jedzą ją na potęgę w postaci tofu i tempe.
Tofu jest bogatym źródłem białka, to także źródło roślinnych tłuszczów nienasyconych i wielu witamin. Wytwarza się je z mleka sojowego.
Tempe zrobione jest z całych ziaren soi. Po procesie fermentacji ziarna formuje się w nieduże prostokątne bloki i zawija przeważnie w liść bananowca. Dzięki użyciu całych ziaren soi, tempe zawiera dużo białka, błonnika oraz witamin.
W każdym warungu była przynajmniej jedna potrawa z tofu lub tempe. Wielokrotnie spotykaliśmy jedno i drugie, głównie smażone. Mnie przypadło do gustu tofu, Agacie tempe. W każdym bangusie (danie na wynos z warungu) zawsze był kawałek jednego albo drugiego. Idealnie komponowało się w zestawieniu z kurczakiem, rybą, zieleniną, ryżem, chili lub sosem orzechowym. Najbardziej smakowało mi duszone tofu w mleku kokosowym, było wyśmienite :).
Fabryka tofu i tempe była pierwszym punktem naszej wycieczki. Widzieliśmy proces mielenia soi, gotowania mleka i formowania tofu oraz tempe. Po odwiedzeniu fabryki z większym smakiem zajadałem tofu, choć sanepid miałby tam używanie i pewnie szybko zamknąłby ten biznes.
Wodospad znajduje się ok. godziny jazdy samochodem z Labuan Bajo. Droga na miejsce jest bardzo kręta. Z parkingu do wodospadu prowadzą strome schody, częściowo zniszczone przez osuwającą się ziemię. Pokonanie niewymiarowych stopni sprawia trudność, jednak widok i klimat miejsca wynagrodził nam spacer :). W rzece pod wodospadem można pływać, skakać ze skały, opalać się lub schować się w cieniu. Bardzo fajnie spędzony czas.
Mimo że mieliśmy swojego przewodnika, w cenie wstępu przydzielono nam miejscową osobą. Pan był zbędny i nasze prośby, żeby został na nic się zdały. Nie ponieśliśmy dodatkowych kosztów, ale moim zdaniem bez sensu było, żeby kolejna osoba nas oprowadzała. Właściwie tylko nam towarzyszyła. Podobną sytuację miałem na Filipinach zwiedzając formacje skalne na wyspie Biri z tą różnicą, że tam chcieli ze mnie zedrzeć sporą sumę. Wstęp na wodospad wynosił 130 idr osoba (ok. 34 zł).
Wioska była miejscem, z którego mieliśmy wypłynąć do jaskini Rangko.
Jaskinia znana jest ze słonego jeziora, które znajduje się w jej wnętrzu. Tego dnia byliśmy już po solidnej kąpieli pod wodospadem Cunca Wulang i nie ciągnęło nas w tamto miejsce. Postanowiliśmy ominąć jaskinię.
Bardziej zależało mi na zobaczeniu produkcji łodzi pinisiq.
Pinisiq to tradycyjny indonezyjski żaglowiec posiadający od dwóch do trzech masztów. Nadal jest szeroko używany przez Bugijczyków oraz Makasyrczyków (ludy zamieszkujące południową część indonezyjskiej wyspy Sulawesi) głównie w transporcie międzymiastowym, ładunkowym i podczas połowów. Obecnie większość budowanych drewnianych łodzi określana jest mianem pinisiq.
Przez krótką chwilę mieliśmy okazję podpatrzeć pracę szkutników. Na palcu budowy w powietrzu unosił się kwaśny zapach drewna, palonych wiórów i żywicy – dużo przyjemniejszy niż w czasach szkolnych na stolarskich praktykach.
Przy łodzi pracowało dwóch starszych mężczyzn. Dzięki naszemu przewodnikowi dowiedzieliśmy się, że zbudowanie od podstaw jednostki, nad którą pracowali zajmie im w sumie 4 miesiące; począwszy od pozyskania drewna, po zamontowanie silnika.
Na pytanie jakiego rodzaju drewna używają do budowy usłyszałem “jungle wood” – drewno z dżungli, bez bliżej określonego gatunku. Większość części statku mocowano drewnianymi kołkami klejonymi na żywicę.
Obecnie większość łodzi posiada silniki, przez co montuje się krótsze maszty. Ponieważ ich maszty są o wiele za krótkie, a powierzchnia żagla jest zbyt mała, łodzi tych nie można przemieszczać samymi żaglami. Wykorzystuje się je do wsparcia silnika w sprzyjających wiatrach.
Ostatnim punktem naszej wycieczki była Mirror cave nazywana też Mirror Stone (przewijały się dwa określenia), czyli jaskinia luster.
Na temat jaskini czytałem sprzeczne opinie. Jedni byli zniesmaczeni obecnością komarów i ciemnościami :D, drugim przypadła ona do gustu.
Osobiście podobało się nam w jaskini. Na samym wejściu trzeba uważać na głowę, później można swobodnie stać. Niestety nie widzieliśmy wpadających promieni słonecznych, byliśmy tam ok. 15.00 i słońce minęło już szczelinę przez którą codziennie wpada do środka. Najlepszą godziną na odwiedzenie jaskini jest południe, wtedy można zobaczyć oświetlone skały. W środku jest jedna duża komora i kilka mniejszych korytarzy, a na sufitach wiszą małe nietoperze. Wstęp 50 000 idr/osoba (13.50 zł)
W Labuan Bajo poza targiem rybnym, niesamowitym widokiem na port i super zachodem słońca z naszej bambusowej chatki nie było nic specjalnego. Jednak jak mogliście przeczytać powyżej we wpisie, w okolicy można znaleźć sporo ciekawych miejsc. Miasto jest również popularną bazą wypadową do Parku Narodowego Komodo.
Kierowca Roi, którego wynajęliśmy na jednodniową wycieczkę przypadł nam do gustu. Zdecydowaliśmy się wynająć go na kolejne 4 dni, żeby zawiózł nas w głąb wyspy do miasta Maumere. Po drodze odwiedziliśmy dużo interesujących miejsc, ale o tym będzie w kolejnych wpisach ;).
Pozdrawiamy
Agata i Arek
Choroby w podróży - denga • Smaczne Podróże - Smak Życia
[…] Jednodniowa wycieczka po Flores […]
Co warto zobaczyć na Flores? • Smaczne Podróże - Smak Życia
[…] Jednodniowa wycieczka po Flores […]
Zygzakiem do Batur, pracownie w Ubud, plaże Kuty i świątynia Luhur Uluwatu • Smaczne Podróże - Smak Życia
[…] Jednodniowa wycieczka po Flores […]
Nurkowanie w Tulamben - wrak USAT Liberty • Smaczne Podróże - Smak Życia
[…] Jednodniowa wycieczka po Flores […]
Wakacje na Bali, czyli co warto wiedzieć przed wyjazdem (dojazd, wiza, ceny, sim) • Smaczne Podróże - Smak Życia
[…] Jednodniowa wycieczka po Flores […]