Znacie to uczucie, kiedy wracając do domu po pracy, myślicie sobie: „a może rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady?”. Mnie towarzyszyło ono od dosyć dawna. Niby wszystko było w porządku, ale dosyć już miałam otulonego smogiem Krakowa.
Matka Natura i chęć niezależności wzywały coraz bardziej. Tylko ja zamieniłam Bieszczady na Peruwiańskie Andy. Wybór nie był przypadkowy. Mój partner życiowy Manuel jest Peruwiańczykiem, a Święta Dolina Inków, którą obraliśmy sobie za cel i w której się poznaliśmy, jest miejscem niezwykle magicznym.
Szkoła języka hiszpańskiego w Peru?!
Zamarzyła nam się mała szkoła języka hiszpańskiego dla obcokrajowców. Ale nie taka typowa, w której siedzisz za biurkiem i robisz kolejne nudne zadanie z gramatyki otoczony 10 innymi uczniami, wkuwając na pamięć słówka, których nigdy nie użyjesz. Chcieliśmy otworzyć szkołę, w której maksymalnie w 5-osobowej grupie w sposób niezwykle naturalny obcokrajowcy będą przyswajać hiszpański, a potem czynnie go wykorzystywać – na targu, w muzeum, w trakcie kursu gotowania, bo takie m.in. dodatkowe zajęcia włączyliśmy w naszą ofertę.
Chcieliśmy również, aby ludzie po prostu miło spędzali czas, poznając podczas nauki kulturę Peru oraz uczyli się szacunku do Pachamamy (Matki Ziemi). Oprócz tego chcieliśmy założyć małą alternatywną agencję podróży, oferując wyjścia w góry po mniej utartych szlakach. Brzmi ciekawie?
Ustaliliśmy wszystkie szczegóły, kupiliśmy bilety, złożyliśmy wypowiedzenie, wszystko było na dobrej drodze poza jednym małym szczegółem. Pracowaliśmy do końca lutego i na początku marca wylecieliśmy do Peru, a co chwilę później stało się na całym świecie, wszyscy dobrze wiemy. Taki mały, wredny wirus sprawił, że cały nasz plan się posypał, ale po kolei.
Po kilku dniach w Hiszpanii, w której jeszcze wtedy życie toczyło się swoim normalnym tempem przylecieliśmy do Limy. Była ok. 22:00 lokalnego czasu, 09.03. Staliśmy prawie dwie godziny w ogromnej kolejce, a właściwie w dwóch kolejkach, bo cudzoziemcy mieli swoją a lokalni swoją, aby przejść przez kontrolę paszportową. Wynikało to z nowych procedur związanych z koronawirusem. Bo przecież wszyscy wiedzą, że wirusem nie można się zarazić, przytulając się chcąc nie chcąc do zupełnie obcych osób, które właśnie zleciały się z różnych zakamarków świata.
Jako że przylecieliśmy z Madrytu, musieliśmy się poddać dodatkowej kontroli – zmierzono nam temperaturę i podano numer telefonu, pod który mieliśmy zadzwonić, jeśli zaobserwujemy u siebie niepokojące objawy. Spędziliśmy tylko jeden dzień w Limie, głównie odpoczywając po podróży, po czym pojechaliśmy do Ici, rodzinnego miasta Manuela.
Ica to miasto położone obok rozległej pustyni. I choć może to trochę dziwić, jest jednym z ważniejszych miejsc w Peru, w którym uprawia się żywność m.in. pekany, mango, szparagi czy winogrono, z którego robi się słynne pisco.
W planach mieliśmy lot na paralotni, ale niestety kiedy przyszła nasza kolej wiatry przestały nam sprzyjać.
Wybraliśmy się do lokalnej piekarni na słynny pan de leña, czyli bułki wypiekane w tradycyjnym glinianym piecu opalanym drewnem.
Powoli dało się wyczuwać rosnące w powietrzu napięcie. Wszyscy zaczynali mówić o wirusie, część znajomych Manuela nie chciała się z nami spotkać, no bo kto wie, co za prezenty przywieźliśmy z Europy.
Mieliśmy spędzić w Ice 5 dni, ale coś nam podpowiadało, że powinniśmy jednak szybciej ruszyć w stronę Cuzco. Dosyć spontanicznie w sobotę kupiliśmy więc bilety na nocny autobus i po 17 godzinach jazdy dotarliśmy do Cuzco. Potem jeszcze godzina samochodem do Urubamby i byliśmy w domu.
Kwarantanna w Peru
Zatrzymaliśmy się w przyjemnym hostelu niedaleko centrum miasta i zgodnie z naszym pierwotnym planem mieliśmy sobie dać ok. tygodnia na znalezienie idealnego domu z wielkim ogródkiem i pięknym widokiem na góry. Niestety po kilku godzinach od naszego przyjazdu prezydent Peru ogłosił, że od poniedziałku w kraju zostaje wprowadzona dwutygodniowa kwarantanna narodowa. Obowiązuje całkowity zakaz wychodzenia na ulice, poza wyjściem do sklepu, banku lub apteki, a wszystkie połączenia między prowincjami oraz między pobliskimi miastami zostają zawieszone.
Gdybyśmy nie kupili biletów na sobotę, w najlepszym wypadku utknęlibyśmy w Cuzco, ale bardzo prawdopodobne jest, że w ogóle nie udałoby nam się już wyjechać z Ici, co oznacza, że wracalibyśmy do Polski lotem rządowym organizowanym w ramach akcji lot do domu. Moja mama byłaby z tego powodu szczęśliwa, ja mniej.
W poniedziałek w pierwszy dzień kwarantanny wszystko jeszcze jako tako funkcjonowało. Manuel niestety sam, bo nie można było chodzić po ulicach w dwie osoby, pojechał szukać nam domu i nie muszę chyba dodawać, że wynajęliśmy pierwszy, który udało się znaleźć. Nie mamy wielkiego ogródka, ale piękny widok na góry już tak. Chociaż o to akurat tutaj nie trudno.
Często domy wynajmuje się tutaj bez wyposażenia. Mieliśmy szczęście, że w naszym była lodówka, piec i pralka, kilka krzeseł i mini zestaw do siedzenia w saloniku. Szybko zamówiliśmy materac, który sklep dostarczył nam tego samego wieczoru, kupiliśmy kilka niezbędnych urządzeń kuchennych, a kolejnego dnia czekała nas przeprowadzka.
Niestety we wtorek restrykcje były już o wiele większe. Na ulicach porządku pilnowała policja i nie funkcjonowały mototaxi ani żadne inne taksówki, ponieważ jeśli ktoś chciał ruszyć w trasę, policja odbierała mu prawo jazdy. Nikt nie chciał więc ryzykować. Musieliśmy iść z naszymi plecakami pieszo, na około, przez ścieżkę w górach, tak żeby nikt nas nie zauważył. W związku z tym, że zrobiliśmy też zapasy jedzenia, trasę musieliśmy pokonać dwukrotnie. Na szczęście nie było daleko, ok. 45 minut w jedną stronę, ale z obciążeniem i na sporej wysokości, a do tego na adrenalinie każdy krok kosztował nas znacznie więcej.
Peru wprowadziło kwarantannę, kiedy ilość zarażonych osób wynosiła ok. 70. Pomyśleliśmy, że to w sumie całkiem dobra decyzja, wirus przynajmniej się nie rozprzestrzeni, a przecież jakoś te dwa tygodnie wytrzymamy. Dziś 02.06 kwarantanna trwa nadal i po raz kolejny została przedłużona do 30.06. Ilość zakażonych to prawie 180 tysięcy.
O tym, jak się żyje w Peru w czasach zarazy opowiem Wam w kolejnym wpisie, a tymczasem mam dla Was specjalną promocję. W związku z tym, że szkoła na razie nie może działać, Manuel udziela lekcji online. Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany nauką hiszpańskiego, przy zakupie minimum 4 lekcji i podaniu kodu „Smaczne Podróże” otrzyma 15% rabatu. Oferta ważna jest do końca czerwca.
INNE TEKSTY BOŻENY
- Podróż po Argentynie – przemyślenia z drogi
- Największe solnisko świata i jezioro Titicaca – podróż po Boliwii
- Podróż do Peru – Machu Picchu, Rainbow Mountain, Iquitos i Amazonia
- Podróż do Ekwadoru
- Nasze podróże
Pingback: Atrakcje w Maladze – zwiedzanie bez Titi Taków – Smaczne Podróże
Pingback: Ciemna strona Peru - Smaczne Podróże