Fragment książki „Jak ugryzłem podróżowanie”. Część 2 Kirgistan, a gdzie to jest.
Po wylądowaniu w Biszkek blisko piątej nad ranem staliśmy z Piotrkiem ponad godzinę w kolejce do odprawy paszportowej. Po odbiorze bagażu od razu zgarnął nas taksówkarz. Początkowo chciał od nas tysiąc som za osobę za przejazd do centrum Biszkek. Wynegocjowaliśmy cenę
czterystu som, czyli około dwudziestu złotych za osobę. Dziewczyny, które przyleciały dzień wcześniej, dały nam znać, że zapłaciły pięćset som za podwózkę. Nie targowaliśmy się więcej, w końcu mieszkańcy też muszą za coś żyć. Do tego o piątej rano po podróży człowiek nie ma
wiele werwy na negocjacje, chodzenie po parkingu i szukanie jak najtańszej opcji.
Jeszcze na lotnisku chcieliśmy kupić kartę SIM i wymienić trochę dolarów na lokalną walutę. Nie mieliśmy kontaktu z bliskimi, nie mieliśmy również lokalnych pieniędzy – som kirgiskich. „Uczynny” taksówkarz powiedział, że da nam kartę SIM za darmo i zawiezie do kantoru. Przystaliśmy na jego propozycję. Zaprowadził nas do samochodu, gdzie zobaczyliśmy dwie inne pasażerki. Zorientowały się, że mamy razem jechać autem i wtedy, delikatnie mówiąc, wkurzyły się na kierowcę. Myślały, że pojadą same, zresztą tak samo jak my. Z furią wysiadły z samochodu, nakrzyczały na kierowcę, zabrały bagaże i odeszły.
Zadowoleni, że nie będziemy musieli cisnąć się w czwórkę, usiedliśmy na tyle auta. Kierowca wrócił na lotnisko pod pretekstem oddania pieniędzy koledze. Chwilę później widzieliśmy, jak prowadził kolejne dwie panie. Na jego nieszczęście zareagowały podobnie do poprzednich kobiet. Kierowca znowu zniknął. Wiedzieliśmy już, że posiedzimy do czasu, aż znajdzie dodatkowych pasażerów.
Nie mieliśmy siły i ochoty na chodzenie i szukanie innego środka transportu. Cierpliwie czekaliśmy.
Po kilkunastu minutach zadowolony kierowca przyprowadził trzeciego pasażera – Amerykanina. Ruszyliśmy z lotniska z pompą. Wszyscy łącznie z policją stojącą przy
wjeździe na parking widzieli nasz odjazd, a właściwie słyszeli. Po odpaleniu silnika włączył się alarm w samochodzie. Wył przez kilka minut jazdy, co zafundowało nam
poranną pobudkę i lekką konsternację, czy aby auto nie było kradzione…
Od kierowcy dostaliśmy mikrokartę SIM, potrzebowaliśmy niestety nanokarty. Ostatecznie otrzymana karta wylądowała w koszu. Na szczęście nie było problemu z obiecanym kantorem. Kurs jednak nie różnił się znacząco od lotniskowego, więc mogliśmy wymienić pieniądze zaraz po wylądowaniu, bez dodatkowych przejazdów.
Punktem spotkania z naszymi towarzyszkami podróży był Comfort Aparthotel na ul. Ibrimovskiej. Mieścił się on w dziewięciopiętrowym bloku z wielkiej płyty. Wysłużoną windą wjechaliśmy na ósme piętro, gdzie znajdowała się recepcja, zagrodzona solidnymi kratami. Zaczęliśmy
wypytywać o dwie dziewczyny z Polski. Pani ni w ząb nie rozumiała angielskiego, a nasz polsko-rosyjski nie okazał się dla niej zrozumiały. Próba dogadania się trwała kilka minut. Dowiedzieliśmy się tylko, że w hostelu nie ma żadnych „dziewuszek z polszy”.
Nie mieliśmy siły na dalszą walkę z wiatrakami. Po zwiedzaniu Stambułu i nocnym locie byliśmy zmęczeni. Musieliśmy koniecznie się odświeżyć. Nic przecież nie podnosi morale jak ciepły prysznic i zmycie z siebie trudów podróży. Jakimś cudem dogadaliśmy się z panią co do możliwość wynajęcia pokoju na kilka godzin, tyle że mieliśmy za mało lokalnej waluty, a recepcjonistka nie chciała przyjąć dolarów. Ruszyliśmy więc na poszukiwania kantoru.
Około ósmej rano prawie wszystko było zamknięte, nie widzieliśmy bankomatów, zaczął padać deszcz. W końcu pojawiło się światełko w tunelu – sklep spożywczy. Bardzo miła ekspedientka wypytała nas – to po angielsku, to po rosyjsku – skąd jesteśmy, na jak długo przyjechaliśmy
do Kirgistanu i tak dalej. Miły akcent w ten trudny poranek. Kasjerka wskazała nam również drogę do kantoru, gdzie wymieniliśmy dolary na somy po uczciwym kursie. Dalej
jednak nie mieliśmy kontaktu z dziewczynami. Angielskie karty SIM nie działały, a na polski numer nie dostałem od nich żadnej odpowiedzi. Klops.
Sprawdź również:
- Jak ugryzłem podróżowanie – Arkadiusz Makowski
- Część 1 Nepal tysiąca zapachów – moja pierwsza samodzielna podroż
- Część 3 Filipiny kraj tysiąca wysp oraz wulkanów
- Nasze podróże
- Festiwal podróżniczy nad Wigrami
Byłam w Kirgistanie (i Tadżykistanie) kilka lat temu. Piękne widoki i przyjaźni ludzie zostały mi w pamięci na długo. 🙂
Uważam podobnie, piękne krajobrazy i mili ludzie. Kirgistan bardzo przypadł mi do gustu :).
Och Arku u Ciebie to zawsze ciekawie. Chciałabym to zobaczyć. Opisujesz niezwykle ciekawie. Ja jestem z tych, co bardziej zachwycają się naturą, krajobrazami niż architekturą. Pozdrawiam serdecznie
Dziękuje :). Są to stare relacje, delikatnie poprawione i wydaje mi się, że w lepszej formie. Zgodnie z zasadą Nowy Rok, Nowy Blog :D, biorę się nie tylko za siebie, ale i za Smaczne Podróże :).
Brawo.👍
Pingback: Filipiny kraj kontrastów – podróż na Filipiny – Smaczne Podróże
Pingback: Nie ma jak w domu - Smaczne Podróże
Pingback: Sklep, eBooki i książka Smaczne Podróże - Smaczne Podróże
Pingback: Nepal tysiąca zapachów – moja pierwsza samodzielna podroż - Smaczne Podróże
Pingback: Jak ugryzłem podróżowanie – Arkadiusz Makowski - Smaczne Podróże
Pingback: Miejsca noclegowe w Bułgarii – nasza opinia i ceny - Smaczne Podróże
Pingback: 13 Atrakcji w Bułgarii, miejsca które trzeba zobaczyć - Smaczne Podróże
Pingback: Festiwal Podróżniczy nad Wigrami – trzecia edycja - Smaczne Podróże