Lumbini
Miejsce narodzin Buddy
Jest to niewielka miejscowość z dużym kompleksem świątyń – w jednej z nich urodził się Budda. Przyjazd turystów (podobnie jak na lotnisku w Kathmandu) zostaje od razu zauważony przez taksiarzy. Wraz z Holenderką dostajemy od nich propozycję hostelu za 300 rupii/osoba. Prąd, ciepła woda, Wi-Fi, ogród + dowóz taksówką za darmo. Oferta brzmi fajnie. Pokój owszem był, ale okazał się zatęchłym pomieszczeniem bez prądu, ciepłej wody i Wi-Fi, zaś piękny ogród był śmietniskiem. Nie jestem wybredny i mogłem tam spać, ale z drugiej strony skoro płacę to przydał by się chociaż prąd – w końcu dwa dni temu przyleciałem z Europy i nie jestem przyzwyczajony do jego braku. Na moje szczęście Holenderka była wybredna i mimo 3 tygodni pobytu w Nepalu, uzależniona bardziej niż ja od wygód tego świata. Zmieniliśmy hostel na lepszy Lumbini Guest House – ciepła woda, prąd, internet i KOMARY – toczyliśmy z nimi walkę pół nocy. Przegraliśmy ją z kretesem. Obrażenia 46 ukąszeń na lewej ręce, o reszcie ciała nie wspomnę. Z rana zmiana hostelu na Lumbini Village Lodge. Pokój jednoosobowy to koszt 650 rupii. Standard jest ok. Siatka na oknach, wieczorami dodatkowo opryskują pokoje środkiem owadobójczym .
World Peace Pagoda
Po rozpakowaniu się wychodzimy ok 12 na miasto. Jest ciepło i słonecznie. Wstęp do kompleksu jest darmowy, ale datki na utrzymanie świątyń są jak najbardziej mile widziane. Po godzinie rozstajemy się z Lindą, która decyduje się wrócić i wynająć rower. Sam idę dalej wzdłuż kanału, mając ciągle w zasięgu wzroku World Peace Pagoda. Jest ona dużo dalej, niż mogło by się wydawać. Przez pogodę i kończące się zapasy wody, nie dałem rady zobaczyć wszystkiego. Wykończony słońcem wracam do hostelu.
Czerwony szerszeń
Z rana wynajmuję rower. Po targowaniu się dostaję „Czerwonego szerszenia” za 100 rupii/dzień. Zaopatrzony w wodę i pozytywnie nastawiony ruszam do WPP ( World Peace Pagoda ). Droga przebiegła szybko (polecam wynajęcie dwóch kółek napędzanych pedałami czy silnikiem). Kilka zdjęć i odpoczynek na ławce przed basenem z pięknymi lotosami. Następnie wracam do kompleksu świątyń dokończyć wczorajsze zwiedzanie.
Samo Lumbini ma jedną główną drogę, przy której leżą większe hostele i restauracje. Prócz kompleksu świątyń nie ma tam zbyt wiele do zwiedzania. Sporo żebraków – nachalnych, a czasami wręcz agresywnych. Lepiej nie dawać im nic, bo później nie można się od nich opędzić. Spędziłem tam 3 noce i myślę, że to w zupełności mi wystarczyło. Widziałem na pewno większość świątyń, ale nie jestem do końca pewny czy wszystkie.
Błędy w podróży
Podczasz mojego przejazdu popełniłem pierwszy błąd logistyczny. Z Lumbini mogłem od razu jechać do Chitwan lub Pokhary, ale zostawiłem duży bagaż w Kathmandu, przez co straciłem dzień na powrót do stolicy. Droga powrotna 11.5 godziny (wymiana koła i burza, która zamieniła drogi w rzeki, opóźniła dotarcie do celu). Bilet 850 rupii, doznania były niezapomniane i warte swojej ceny :).