Smaczne Podróże - Smak Życia
Blog o podróżach po Polsce i świecie • Informacje praktyczne
Gospodarze B&B Gisel byli na co dzień zdystansowani i mogłoby się wydawać z ponurym wyrazem twarzy, ale na pożegnanie zaskoczyli mnie i wyściskali :).
Podczas mojego kilkudniowego pobytu Mona nazywała mnie Aalisartoq, ja w rewanżu nazywałem ją Mona Lisa :). Hans został Hans, choć Mona wołała na niego Hansi :). Namawiali mnie, żebym został, zatrudnił się jako rybak i znalazł sobie Grenlandkę :). Człowiek chciałby podjąć taką spontaniczną decyzję; zostawić wszystko za sobą, nie zważać na konsekwencję, zacząć od nowa, w nowym miejscu. Tylko szkoda, że ciągle brakuje odwagi…
Lecąc do Ilulissat chciałem, aby mój lot się nie odbył – chciałem zostać w Kangerlussuaq. Wtedy wszystko poszło zgodnie z planem linii lotniczych. Za to w “nagrodę” miałem to, o co prosiłem w Ilulissat – trzeba uważać o co się prosi.
Lot do Sisimiut początkowo był opóźniony o godzinę. Po kolejnych dwóch godzinach czekania został anulowany. Pani z obsługi poinformowała pasażerów, że linie lotnicze zapewnią nam hotel oraz jedzenie. Powiedziano nam również, że niedługo będziemy mieli transport do hotelu. Kierowcy zeszło 1.5h nim nas odebrał z lotniska, ale w końcu każdemu zdarza się spóźnić :D. Nie narzekam, tylko piszę jakie są uroki podróżowania. Na zdjęciach wszystko wygląda fajnie – z drugiej strony nie zawsze tak jest, ale to chyba wiecie ;).
Dodatkowy dzień nie był mi na rękę, ponieważ pod koniec pobytu w Ilulissat i tak nie miałem co robić. Fakt, poznałem Polly i z nią mógłbym spędzić czas, ale po kilku godzinach na lotnisku i przejedzeniu się ciastkami (tylko to miałem do jedzenia, a wszystko na lotnisku było zamknięte) nie pojechałem do miasta (hotel oddalony był o ok. 1.5 km od centrum).
Dostaliśmy zakwaterowanie w 4 gwiazdkowym Hotel Arctic. Nie powiem przyjemne miejsce z widokiem na Icefjord, gdzie można pozbyć się oszczędności. Oprócz pokoi do dyspozycji są również metalowe, ogrzewane Igloo z jeszcze lepszym widokiem na miasto i fiord.
Pierwszy raz miałem okazję zatrzymać się w takim hotelu. Początkowo była mała ekscytacja, która jednak szybko opadła. Po pewnym czasie stwierdziłem, że nic szczególnego tam nie było. Fakt czysto, smaczne jedzenie do tego darmowy internet, ale gdybym musiałbym sam zapłacić za hotel, na pewno bym się tam nie zatrzymał. Zwyczajnie szkoda byłoby mi pieniędzy na taki zbytek. Oszczędności wolę wydać na inne przyjemności lub zachować na kolejny wyjazd – co prawda z każdej podróży zawsze wracam pusty jak bęben, ale może kiedyś uda mi się zachować jakąś gotówkę :).
Dzień nie był do końca stracony. Uratowały go psy “modele” oraz piękne widoki :).
Osoba Adama Jarniewskiego przewinęła się już na blogu kilkukrotnie, ale skoro wydarzenia we wpisach opisane są chronologicznie, więc nie mogę pominąć naszego kolejnego spotkania.
Tym razem mieliśmy więcej czasu – nie musieliśmy wyciągać samochodu ze śniegu.
Odwiedziłem jego dom i zapewnię Was jeszcze raz, że nie mieszka w igloo. Warunki nie odbiegają od europejskich standardów – jedną diametralną różnicą jest piękny widok z okna na surowe skały i morze.
Będąc przy osobie Adama, wrócę jeszcze raz do jego książki “Nie mieszkam w Igloo“. Książka opisuje jego życie na Grenlandii i sporo zachowań Innuitów.
Poniżej przykład jak niezrozumienie zachowań danej kultury doprowadziło mnie do błędnych wniosków.
Pierwszy tydzień podróży spędziłem w domu Denisa – grenlandzkiego studenta. Podczas naszych rozmów często wydawał pomruk i podnosił brwi. Myślałem, że coś jest z nim nie tak, mówiłem do niego prosto w twarz, a on tylko podnosił brwi lub pomrukiwał. Później stwierdziłem, że chyba już tak ma i przestałem na to zwracać uwagę, dalej nie rozumiejąc jego zachowania.
Z książki dowiedziałem się, że Grenlandczycy są oszczędni w słowa; używają krótkich zdań, pojedynczych słów lub dźwięków i gestów. Podniesienie brwi w tym wypadku oznaczało potwierdzenie lub “Tak”. To nie Denis zachowywał się dziwnie, to ja nie rozumiałem jego zachowania, które było spowodowane dorastaniem w całkiem innym środowisku.
Jest to prosty przykład, ale wiąże się z nim oczywista konkluzja; to że coś jest dla nas niezrozumiałe, w innej kulturze może być uważane za zwyczajne i powszechne.
rabirius
Beautiful photos.
Arek
Thank you very much :).
Lisa Dorenfest
How lucky are you to travel to such a gorgeous place. How lucky Adam is to live there.
Arek
Yes, Adam is a lucky person :). I am also lucky dog, because I had chance to visit that country and met him 🙂
Bydgoski plan • Smaczne Podróże - Smak Życia
[…] Grenlandii miałem tą „przyjemność” korzystania z ubezpieczenia. Mój lot na trasie Ilulissat – Sisimiut został anulowany. Co prawda dostałem pokój w hotelu i wyżywienie, ale straciłem cały […]
Rejs do Nuuk • Smaczne Podróże - Smak Życia
[…] Lot do Sisimiut […]